JOMO, czyli radość z bycia offline

W pracy muszę korzystać z telefonu, maila i komunikatorów online. Z kolei w czasie wolnym, aby uniknąć nadmiernego przebodźcowania, chętnie odcinam się od social mediów, ograniczam powiadomienia i wyciszam dźwięk połączeń przychodzących. Nie rozstaję się jednak ze smartfonem.

Używam wbudowanego aparatu, obserwuję i fotografuję – ludzi, murale, kamienice. Na mieście wyszukuję artefaktów przeszłości, nietypowych podwórek i inspirujących napisów na murach. Zdjęciami dzielę się z innymi na Instagramie, na profilu Notatki fotograficzne.

W ten sposób zachęcam moich obserwujących do aktywnego spędzania czasu wolnego; odkrywania nowych przestrzeni i tych, które na pierwszy rzut oka wydają im się już oswojone. Przyświeca mi hasło, na które kiedyś trafiłem na jednej z poznańskich ścian – Jedni żyją, drudzy patrzą. Chciałbym, aby jak najwięcej osób żyło.

Michał Wojtas, notatki fotograficzne, fotografia mobilna

Pętla dopaminowa

Narastająca liczba krytycznych komentarzy i wezwań do odłączenia się od sieci pokazuje, że nigdy wcześniej nie docenialiśmy odrobiny samotności – możliwości pełnego skupienia się na tym, co w danej chwili robimy – tak bardzo jak dziś. W codziennej gonitwie zapominamy, że możemy sobie pozwolić na chwilę bezczynności, a nawet zwykłej nudy. Z tą akurat wielu z nas ma coraz większy problem.

Jak podaje firma badawcza IDC, aż 79 procent posiadaczy smartfonów sprawdza swoje urządzenia zaraz po przebudzeniu. W ciągu dnia sytuacja wygląda jeszcze gorzej – średnio co 12 minut i 38 sekund odczytujemy powiadomienia. Odbieramy e-maile, sprawdzamy wiadomości od znajomych, śledzimy newsy na portalach informacyjnych, scrollujemy niekończące się newsfeedy Instagrama i TikToka.

Era cyfrowa przyzwyczaiła nasze mózgi do swoistego systemu nagród. Wytwarza się w nich pętla opioidowo-dopaminowa, która związana jest z oczekiwaniem na wynagrodzenie i motywowaniem nas do powtórzenia sytuacji, która tej nagrody – oraz związanej z nią przyjemności – dostarczyła.

Dodatkowo serwisy społecznościowe są rozwijane w taki sposób, aby użytkownicy czuli impuls, by stale z nich korzystać. Tworzona jest wokół nich narracja, mówiąc kolokwialnie, fajności i przydatności. Przecież są świetnym narzędziem do promowania marki osobistej i produktów, a dla wielu są jedyną formą kontaktu z rodziną i bliskimi; jedynym sposobem na poznanie drugiej połówki lub zarabianie pieniędzy.

Pętla dopaminowa jest tak silna, że nawet podczas spaceru czy kolacji z przyjaciółmi pozostajemy wpatrzeni w ekrany smartfonów. Oczekujemy na wspomnianą nagrodę, odrobinę ekscytacji; na polubienia, komentarze, nowych obserwujących, wiadomości, najnowsze relacje influencerów. Nie wiemy, kiedy przyjdzie kolejne powiadomienie, dlatego szukając zadowolenia, ciągle sprawdzamy telefon.

Od FOMO do JOMO

Wiele osób obawia się, że coś je ominie. Są ofiarami FOMO (Fear of Missing Out) – uczucia lęku, o którym już w latach dziewięćdziesiątych jako pierwszy pisał Dan Herman, strateg marketingowy. Osoby te, gdy tylko przez dłuższy czas nie mają dostępu do internetu i urządzeń mobilnych, odczuwają narastające napięcie. Męczy je jednak pozostawanie w ciągłej dostępności. Drażnią znajomi, którzy oczekują jak najszybszej reakcji na SMS-a.

Są i takie, którym lęk udało zamienić się na coś pozytywnego, na radość z bycia offline. Wszystko po to, by poczuć życie mocniej i odzyskać wewnętrzną równowagę. Na popularności zyskuje zjawisko JOMO (Joy of Missing Out), które sprzyja wyciszeniu i zwolnieniu tempa. To świadoma rezygnacja z bycia na bieżąco. Dzięki temu, zamiast co chwilę sprawdzać, co słychać u innych, często obcych nam osób, możemy skupić się na tym, co jest tu i teraz. JOMO ma być powrotem do doświadczania realnego świata – tego, co najważniejsze.

Pojawili się również zwolennicy tak zwanych postów dopaminowych. Uważają, że nasz układ nerwowy potrzebuje od czasu do czasu odpoczynku od ciągłych skoków dopaminy. Tego typu post trwa zazwyczaj od doby to tygodnia. Wymaga nie tylko odcięcia się od social mediów i nowych technologii, ale również od wszelkiego rodzaju stymulantów: używek, seksu i masturbacji, fast foodów, cukru, muzyki, a nawet sztucznego światła.

Dwa światy

Ale czy bycie online musi wykluczać bycie offline? Czy w jednej chwili możemy funkcjonować w cyberprzestrzeni, swojego rodzaju metaversie, a w innej w tradycyjnym świecie rzeczywistym? Zdaje się, że żyjemy w rozszerzonej rzeczywistości, w której te dwa światy nieustannie się przenikają.

W końcu informacje z sieci dotyczą prawdziwych osób, w pakiecie z ich indywidualnymi historiami. Trudno jest też wylogować się z social mediów jednym kliknięciem. Nawet gdy wyłączymy powiadomienia i odłożymy telefon, strumień wiadomości pozostanie w naszej świadomości. Informacje, których dostarczył nam internet, jeszcze długo będą chodziły nam po głowach, przewijały się w myślach i rozmowach, wpływały na percepcję świata zewnętrznego.

Pozostanie też w nas motywacja. Weźmy jako przykład robienie zdjęć. Nawet jeśli fotografujemy w trybie offline i w danej chwili fokusujemy się na tym, co nas otacza, równocześnie myślimy o tym, że zdjęciami – notabene w formie cyfrowej – wkrótce podzielimy się ze znajomymi, przesyłając im je na WhatsAppie lub publikując na Instagramie.

Świat online jest prawdziwym życiem. Nie uciekniemy od niego. Znów JOMO nie musi oznaczać całkowitej rezygnacji z social mediów i korzystania z tego, co oferuje internet. Online może stanowić inspirację do tego, jak spędzać czas w offlajnie.


Źródła: (1) charaktery.eu/artykul/jomo-czyli-radosc-z-przegapiania, (2) higienamyslenia.pl/petla-dopaminowa-jak-uzalezniaja-tresci-cyfrowe-w-tym-social-media, (3) f5.pl/zdrowie/post-dopaminowy-czyli-unikanie-bodzcow-zeby-pozniej-czuc-wiecej